Tę historię znają chyba wszyscy warszawscy motocykliści. Maciek Zawisza zginął 22.maja 2007 roku w Warszawie na ul. Gen. Maczka. Nie był to jednak „zwykły” wypadek drogowy.
Potem z ust pani redaktor padł zarzut w kierunku rodziny, że na ich twarzach nie widać dramaturgii, a łzy nie ciekną po policzkach. Bez komentarza.
Poruszając tak poważne tematy jak śmierć człowieka czy reakcje po absurdalnym i komicznym zarazem sądowym wyroku, który dotknął rodzinę zabitego, należy postępować według pewnych kanonów. Kanonów tych nie nauczą studia dziennikarskie czy długoletnia praca w mediach. Kanony zachowania to w tym momencie subtelność, wrażliwość na ludzką tragedię i szacunek. Nie zaś dominacja nad rozmówcą, pokrzykiwanie, przerywanie w połowie zdania i wymuszanie pewnych zachowań lub wypowiedzi.
Mam jednak cichą nadzieję, że materiał filmowy zostanie zmontowany tak, aby napiętnować istotę sprawy – zbyt niski wyrok sądu dla sprawcy śmierci Maćka Zawiszy. Bez żadnych ubarwień. Bez żadnego aktorstwa. Prosta historia ludzi, którzy chcą walczyć o sprawiedliwość, a nie telewizyjne show.
Reasumując, wyrok w sprawie zabójstwa Maćka Zawiszy jest ewidentnie krzywdzący i podważający zaufanie do systemu polskiego sądownictwa. Maćka śmierć zaś, nie była na tyle spektakularna i sensacyjna, by stała się łakomym kąskiem dla telewizji publicznej. Głęboko jednak wierzę, że w kolejnym akcie dramatu, w sądzie apelacyjnym wygra sprawiedliwość.
tekst: Tomek "Zimek" Zimiński
źródło: Bikers.pl