Inauguracja sezonu 2011 Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski oraz Pucharu Alpe Adria przebiegła pomyślnie dla trzech kierowców, reprezentujących barwy warszawskiego dealera pojazdów BMW.
W pierwszym wyścigu opony zużywały się systematycznie, natomiast w połowie drugiego wyścigu nie było zbyt wiele przyczepności i musiałem kontrolować przewagę nad Meklauem. Świetnie, że wygrałem oba wyścigi i jestem na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej Mistrzostw Polski. To był weekend sukcesów dla naszego zespołu.” – podsumował Gwen Giabbiani
Hubert Tomaszewski, jako reprezentant zespołu Auto Fus BMW Team w klasie Superbike rozpoczął wyścigowy weekend od zdobycia w kwalifikacjach szóstej pozycji startowej. Wynik ten był częściowo spowodowany wspomnieniem wypadku podczas jednej z ubiegłorocznych rund, który wyeliminował Tomaszewskiego z rywalizacji do końca sezonu. Brak 100% pewności za sterami motocykla objawił się również u „Rzeźnika” podczas pierwszego wyścigu, kiedy to na pierwszym okrążeniu popełnił dwa błędy. Jednak z każdy kolejnym okrążeniem BMW S1000RR z numerem 111 jechało coraz szybciej, by ukończyć wyścig na 5. pozycji.
Do drugiego wyścigu Hubert przystąpił już w znacznie lepszej kondycji psychicznej. Dobry start pozwolił mu przebić się z szóstej na trzecią lokatę. Pech chciał, że kilka zakrętów dalej przewrócił się przed nim inny kierowca, przez co zawodnik Auto Fus BMW Team musiał uciekać na pobocze, aby na niego nie najechać. Niestety motocykl pechowego zawodnika zdołał jeszcze uderzyć w BMW S1000RR Huberta. Na szczęście ten uniknął wywrotki. Po powrocie na nitkę toru „Rzeźnik” zabrał się za odrabianie strat z ostatniej pozycji. Zanim sędzia wywiesił flagę oznaczającą koniec wyścigu Hubert Tomaszewski zdołał wspiąć się na piątą pozycję.
„Po sobotnim wyścigu byłem na siebie zły, bo jechałem zbyt ostrożnie i zachowawczo. Do tego popełniłem dwa błędy już na pierwszym okrążeniu. W niedzielę czułem się pewniej, wiedziałem, że mogę walczyć o podium. Upadek zawodnika jadącego przede mną, zmusił mnie do ucieczki na pobocze. Na szczęście nie przewróciłem się, dlatego wiedziałem, że warto jechać dalej i walczyć. Ważne też, że miałem znakomity start, co nie zawsze mi wychodziło. Odrobiłem wiele pozycji i choć zdobyłem to samo miejsce, co w sobotę, to jestem zadowolony, iż pomimo „przygody” na pierwszym okrążeniu udało mi się zmobilizować do walki, przełamać wewnętrzną blokadę po ubiegłorocznej kontuzji.” – mówi Hubert Tomaszewski.