Suzuki B-King - po właściwej stronie mocy

Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, fantazja dość szybko zaczęła przejmować nad nami kontrolę. Zaczęły padać nazwy jednośladów z wielu powodów ciężkich do zdobycia.

Wyliczankę rozpoczął Dodge Tomahawk, którego z trudem i oporem określamy mianem „jednoślad”. Był też Boss Hoss będący w sferze marzeń, ponieważ nie podejrzwamy nikogo w Polsce o jego posiadanie.

Potem zaczęło się już totalne science-fiction (sajens fikszyn); jeden chciał pojeździć pierwszym motocyklem na świecie, inny chciał się wybrać na polowanie na dziki niemieckim motocyklem z działkiem z okresu II Wojny Światowej, ja zaś zamarzyłem o „wyścigówce” Valentino Rossiego.

Wszystkich pobił jednak pomysł „redaktora X” (dane do wiad. red.), który od dziecka, aż do dziś marzy o przejażdżce motocyklem Suzuki Vanilli Ice'a z filmu „Miłość w rytmie rap”. To była już zbyt perwersyjna zachcianka. Po tych słowach nastała cisza, spojrzeliśmy na siebie z konsternacją i zgodnie stwierdziliśmy, że pora wrócić do rzeczywistości.

Po burzy mózgów, gdy opadł już pył, odczytaliśmy z kartek nasze propozycje. Każdy po trzy. Okazało się, że trzech spośród pięciu wybierających nie jeździło nigdy Suzuki B-Kingiem (dowiedz się więcej o B-Kingu), choć zawsze miało na to ochotę.

Postanowiliśmy więc zdobyć ten jednoślad i zobaczyć z czym to się je. Dziś możecie zobaczyć efekt naszej audiencji u miłościwego Króla z rodu Suzuki. Ciekawostka; egzemplarz przez nas testowany należał do niedawna do Przemka Salety (zobacz wywiad z Przemkiem Saletą z Wystawy Motocykli i Skuterów w Warszawie).