Włosi pewnie będą jeździć szybciej... A my?

Nie chodzi mi o to, by z polskich, zazwyczaj marnych dróg zrobić niemieckie autobany w wersji „no limits”, bo na to niestety nie jesteśmy przygotowani. I to nie tylko w związku z infrastrukturą dróg, ale też z poziomem wyszkolenia kierowców i stanem technicznym wielu naszych pojazdów.

Ale przecież i tak znakomita większość kierowców czy to samochodów, czy też motocykli w trasie przekracza dopuszczalne limity prędkości. Wbrew prawu. Jedni o 10-20km/h, inni o 50-100km/h. Nie wspomnę już o lepszych wybrykach...

Zaznaczam jeszcze raz, nie chciałbym „wyzwolić” dróg z ograniczeń czy drastycznie podnieść limity prędkości, bo ułańska fantazja mogłaby wówczas ponieść wielu nieprzystosowanych do takiej jazdy kierowców.

Chodzi po prostu o poprawienie komfortu i płynności poruszania się po drogach ekspresowych dwupasmowych oraz autostradach zwiększając na niektórych dopuszczalną prędkość maksymalną o 20-30km/h. Żeby przy tych prędkościach, wciąż względnie bezpiecznych, na niektórych drogach szybkiego ruchu można było w końcu jeździć legalnie - bez nerwowego wypatrywania radiowozów czy fotoradarów. Bo i tak większości z nas zdarza się popełnić grzeszek mocniejszego odkręcenia manety czy dociśnięcia pedału gazu…