~01-11-2009; 22:05
Wspomnienie wszystkich bliskich zmarłych motocyklistów
"Pójdziemy w tych dniach po raz kolejny na cmentarze, gdzie leżą ci, którzy nam się tak naprawdę tylko nieco „do przodu wyrwali”, nas zostawiając nieco w tyle do mety..."
Ciąg dalszy...
Na tej małej powulkanicznej wyspie nie ma żadnego żywego mieszkańca oprócz zwierząt i … szkieletów dawnych mieszkańców tego plemienia. Drogę do wyspy znają ci, którzy przeszli przez to samo, co jeszcze nieznane dla tego młodego chłopaka. Dorośli nie wysiądą już z nim - wskażą mu tylko drogę do powulkanicznej jaskini, gdzie w ogromnym półokręgu siedzą obok siebie ci, którzy go poprzedzili w życiu na tej wyspie, a przede wszystkim w śmierci.
Na wyspie zostanie on teraz sam - zajmując miejsce, które kiedyś przyjdzie mu zająć na zawsze.
Finał tej historii nastąpi w momencie, kiedy chłopak wsiądzie do pozostawionej na brzegu łodzi i powróci po jakimś czasie do wioski. Wówczas, gdy tylko zostanie zauważony na horyzoncie, cała wioska znów zbierze się na brzegu, ale tym razem w milczeniu. Wódz wioski wyjdzie mu naprzeciw i zada to samo od wieków pytanie: „Czy spotkałeś ducha przodków?” Chłopak odpowie krótko: „tak”. I nikt go już więcej o nic pytać nie będzie, ale nastąpi ogólna wrzawa i radosne tańce, bo oto stał się mężczyzną ten, który zasiadł obok zmarłych i poznał "Ducha przodków".
Gdyby to jednak nie nastąpiło musiałby raczej skierować się łodzią w inną stronę i mógłby wybrać "wolność". Bo bez spotkania z "Duchem przodków", nie można być członkiem tego plemienia.
Panowie i Panie motocykliści. Nikt was dziś nie pyta o to czy spotkaliście „Ducha przodków” i nikt was sam na sam nie wysyła łodzią na wyspę. Ale byłoby nieporozumieniem, gdyby będąc osobą dorosłą, która legitymuje się nie tylko dowodem osobistym, ale także i prawem jazdy kat. A, być nadal tym, kto ucieka od tego co nieuniknione - od śmierci.
Pójdziemy w tych dniach po raz kolejny na cmentarze, gdzie leżą ci, którzy nam się tak naprawdę tylko nieco „do przodu wyrwali”, nas zostawiając nieco w tyle do mety. I wracając z tych szczególnych odwiedzin nie wracajmy do domów „przybitymi”- żeby na następny dzień znów „otrzepać się” i powrócić do codzienności. Ale niech stanie się coś innego – coś na wzór tego, co dzieje się każdorazowo na wyspie z powracającymi młodzieńcami: w naszych uszach ma rozlec się muzyka – może nie taka plemienna, ale taka jaką każdy z nas lubi. W naszych oczach na nowo niech zaświecą się iskierki...