Discovering Europe... czyli jadąc w siną dal cz.3

Spędziłem chwilę czasu przypatrując się pracującym na morzu łodziom rybackim i poleciałem dalej. Na południe w kierunku La Coruni, gdzie zrobiłem sobie kilkugodzinną wycieczkę po mieście. Wysoka, ale nie przytłaczająca zabudowa w jasnych kolorach powodowała, że przedmieścia wyglądają bardzo efektownie i nie odniosłem wrażenia wielkiego blokowiska, mimo iż właśnie w takim miejscu akurat byłem. Po drodze z tego ostatniego do ścisłego centrum zbudowany jest bulwar, z którego rozpościerał się niesamowity widok na całą zatokę, port i przeciwległe do miasteczka. Poruszając się wzdłuż bulwaru oraz przyległej do niego piaszczystej i bardzo czystej plaży, można dotrzeć do centrum, w którym budynki już przypominają te z telewizji, z ciasnymi, ciemnymi uliczkami, na których powystawiane są stoliki wszelkiego rodzaju knajpek, barów, ale i sklepów dowolnym badziewiem, jakie można sobie wymyślić.

Dość przyjemnym zwieńczeniem dnia było spotkanie na campingu starego motocyklisty hipisa – Duńczyka, mieszkającego w Hiszpanii od 1984, którego – jak się okazało spotkał w tym samym miejscu mój kolega podróżujący podobną trasą kilka miesięcy wcześniej. Świat jest jednak mały – usiedliśmy z kolegą motonitą i dobrych kilka godzin rozmawialiśmy o motocyklach, trasach i różnych dziwnych sytuacjach na drodze, a wszystko to oczywiście przy kilku butelkach wyśmienitego wina hiszpańskiego :)

Zwiedziwszy La Corunię i dotarłszy do kolejnego ranka – mimo jeszcze jednej lodowatej wręcz nocy – ruszyłem na południe z zamiarem dotarcia i noclegu w Portugalii.